Przychodzisz
jeden raz,
to zbyt mało,
to wszystko.
Odezwij się do mnie, otwórz oczy. Chcę w nich zobaczyć wszystko, czego nie widzę w listach. Bo listów nie ma.
Też właśnie. Na co ci to wszystko? Te listy lepkie, te udawane nastroje? Wszystko idzie się jebać, kiedy kawa smutna bez żadnej tęsknoty. Złudzenia, złudzenia - te cholerne złudzenia. Na papierze, w telefonie. Możesz stąd iść, wyjść możesz, proszę bardzo. Wymazać wszystko! Nie zatrzymam cię już żadnym słowem, bo żadne takie słowo nie istnieje, aby móc zatrzymać cię nim, więc proszę - możesz odejść, wyjść stąd. Stamtąd. Wyjechać. Cokolwiek zrobić, aby potem płakać albo rwać sobie włosy z głowy. Ode mnie - odciąć się. Mam gorączkę. I co to kogo obchodzi? Są rzeczy ważne i ważniejsze. Są demony, są potwory w ludzkich skórach. Drzwi.
Możesz zapomnieć, że to dzisiaj.
Nie musisz przychodzić.
Mam w sobie ogień i morze.
I jeszcze gdzieś tam noszę pustynię spragnioną wody,
a sól nie gasi pragnienia, tylko wzmacnia pragnienie.
Nie musisz pamiętać.
Wycieraj ją ręką z serca - tę pamięć
spróbuj rozerwać
na strzępy.
Wszechświat jest silny.
Udźwignie wszystko.
Moje ramiona stają się wszechświatem.
Wiesz, to wszystko ma sens. Teraz dopiero rozumiem, że ma. Rozumiem, kiedy wady układam do poduszki. Kiedy Księżyc się gapi na moje wyznanie. Kiedy mi się śnisz, a ja zapisuję sen o Tobie. Musimy cofnąć się w czasie, musimy znaleźć maszynę do powrotów. Na chwilę - żeby sobie przypomnieć. Tamte schody - i My - Kawiarnia. Moja druga albo trzecia - nie pamiętam.
Musimy sobie przypomnieć, zanim mnie wyminiesz. Musimy sobie przypomnieć (...).
Słucham tego Szekspira w wykonaniu Radka i jest mi tak dobrze - tak miękko. Nie wiesz, co oznacza "miękkość"? To znaczy trochę "błogość, BOGOŚĆ i spokój". A może ta muzyka stała się dzisiaj bogiem? Dobroć płynąca, miękkość płynąca z każdego miejsca. Zaciągam firankę w oczach i w snach. "Nie mów, że dotyk, płoszy spokój" (Poświatowska od Radka wypływa teraz, zamienia się z Madonną). Zamieniamy się - miejscami. Teraz Ty patrzysz, a ja dotykam.
Nie mów, że dotyk płoszy spokój.
Zaciągam firankę na twoim czole.
Poczekaj,
tylko pozbieram tamte kwiaty.
Tylko odsunę tęsknoty od dna.
I znów wymyślę sobie to wszystko.
Nie pozwolę.
aby umierały znów
kolejne skrzynki
na listy.
Wiesz, nawet po wódce tworzy się porcelana. Przychodzą palce i listy. W koperty wsuwam znaczki i zaklejam na ślinę. Wszystkie domy już dawno poszły spać, zrobiło się ciemno. Może też się gubisz... Odkrywasz kawałek po kawałku korytarze prywatnych labiryntów. Tych metafizycznych też. Zrobiło się zimno. Jesień zerwała się z drzew i potrzebny szalik. Moja szyja chłodna dziś, ale nie brakowało jej powietrza. Twoje ręce - zajęte. Możemy iść na spacer, poszukać kasztanów. Lubię, kiedy są świeże. Te jeszcze niewyjęte ze skorupek pachną. Kasztany mają magiczną moc. Uzdrawiają. Ja zawsze wierzyłam w zaczarowaną siłę kasztanów. I w porcelanę. Podobno z tej najlepszej zawsze wyrastają kwiaty i wiersze. Podobno z tej najlepszej kawa smakuje (jak tęsknota). Taki paradoks. Lubię paradoksy tak samo jak marzenia. Pociąga mnie przyciąganie i tajemna mowa ptaków. Wsłuchuję się w jesienność tej chwili. Tych drzew. Każde chce mi coś powiedzieć. Każde mogę objąć.
Czasem tylko siebie nie obejmuję rozumem, ale wiesz, wcale tego nie chcę. Dobrze mi ze sobą. To wszystko, co wymyka się spod kontroli, karmi zmysły światłem latarni - jest moje i mnie wzrusza. Świat jest jak niewypalony rubin. Jak tamte włosy o poranku. Pamiętasz? Świat jest odbiciem snów, a może sny stają się odbiciem naszych światów: pragnień, rozpaczy, uśmiechów i dolin. Może jesteś jednego dnia górą, aby drugiego stać się morzem (łez?). A może jesteś tym wszystkim jednocześnie?
Znasz mnie trochę już.
Znasz.
Dlatego zrozum. To jesień.
I muszę z tego zrobić nieprzytomne przeżywanie.
Śni mi się.
Jesteśmy na Facebooku, wysyłamy zdjęcia z czasu, kiedy było lato. Wysyłamy sobie jesień i kawę. Czuję, jakby nagle wszystko znalazło się na swoim miejscu. W domu ciepło. Jakaś muza płynie strumieniem (tęsknoty?). Bo trochę też czuję tęsknotę za. Nie wiem - tego sen mi nie mówi. Sprawdzam status - zielona kropka świeci jak trawa wiosną.
Pocałunki smakują jak rosa.
Ławki jesienne dziś, ławki puste,
jesień
bez Ciebie.
Zostało mi kilka listów, jakieś mrugnięcie powiek, złoty promień słońca, który w oczy, ona niespokojna, ale obudzona.
Jesień.
Przynosi dzwonki i pacierze. Korale pełne, kasztanowe ludziki. Tak - to moi przyjaciele, bo o prawdziwych tak trudno. A może w ogóle brak. Jesień przychodzi, przynosi braki. A z braków jak z rękawów szarego płaszcza wyjmujesz myśli listami przeplecione. Jakąś kawę pełną tęsknoty, jakiś poranek, dzień zamglony, wieczór. Chłodniejsze spacery budzą nas do życia. Próbujemy walczyć o przytomne myśli, o świat, ławki w parkach, o siebie.
Wiesz, wróciłam. A powroty mają to do siebie, że dają schron. Ona powiedziała - Dom to serce. Miała rację. Ona jest mądra taka i różowa. Wiesz, kiedyś ci opowiem, jak wyglądają dreszcze. Dziś nie mogę. Za wcześnie na takie wyznania. Jeszcze nie uderzyła jesień w twarz pełnią liści, jeszcze oczy noszą w sobie odbicie słońca, kawałki lata wystają zza koszuli. Coś we mnie kwitnie.
I ty gdzieś w tym jesteś.
Wszystkim.
Cześć,
czasem nie wiem, jak się przywitać. Dziwnie tak gadać do ściany, pisać do ściany. Wklepywać te wszystkie litery w niewysłany list.
Najpierw kawa, potem kieliszek... Tęsknoty. Może mieć postać wina albo wódki. Może odurzać, uderzać w uda wilgotne, policzki wilgotne od łez.
Wiesz, dużo piszę. Nie zatrzymuję się w tym ciągu. A Ty? Piszesz, pijesz?
Łatwo zgłupieć. To wszystko takie trudne w dzisiejszych czasach. Prawie każdy na lekach i lękach. Prawie każdy na tęsknotach. Prawie każdy ma coś.
Co jest twoje? Ile pytań jeszcze tutaj zadam, a na ile nie odpowiesz? Na wszystkie - wiem.
Zadawanie pytań to moje kolejne życzenie. Siedzimy razem, patrzę w twoje oczy i pytam. Widzisz to? Widzisz nas w takim "chorym" trochę układzie? Kawa stygnie, a ja wciąż szukam odpowiedzi. Może kiedyś przyjdzie(sz).
Jak niewysłany list.
Jutro napiszę do Ciebie
długi list.
Tam są białe
listy, włosy, skrzyżowania.
Czas, kiedy mijamy się
w pogodne dni,
w deszczowe noce.
W kawiarni.
Tu są czarne
dreszcze. I ty, bo pamięć
zabiera głos.
*Inspiracja wpisem na Brulionie i jeszcze tym, co konieczne (...)
Cześć Skarbie,
Gdzieś tam mam nadzieję, że jesteś w tym tłumie niezrównoważonych oczu i miast. Tylko ja nie potrafię cię rozczytać.
Może to dobrze. Może ta cisza jest mi bardziej potrzebna niż krzyk. Ta nieobecność twoja. Wystarczą dzwonki w mojej głowie. Wystarczy, że gapię się w okno i widzę świat.
Wszystko dziś może zmieścić się w moich oczach.
Wszystko.
Oprócz Ciebie.
Może wrócę. W powracaniu jest coś przeźroczystego. W powracaniu jest rosa, która nie mieści się w głowie, w kieszeni tylko w oczach. Wyobraź to sobie, jak znajdujemy się w jednym miejscu o tej samej godzinie. Czujesz jak na na chwilę wszystko zastyga? Zatrzymuje się czas.
Podchodzę do Ciebie. Jesteś pewnikiem, który się wydarzył. Jesteś pełnią o świcie. Jestem świtem, który marzy o tym, aby cię pocałować.
PS
Nie.
Listy kłamią.
Są tylko złudzeniem jak my.