Wiesz,
te wszystkie wiersze,
mogłyby być Twoje,
ale nie są.
Odezwij się do mnie, otwórz oczy. Chcę w nich zobaczyć wszystko, czego nie widzę w listach. Bo listów nie ma.
Wiesz, to wszystko ma sens. Teraz dopiero rozumiem, że ma. Rozumiem, kiedy wady układam do poduszki. Kiedy Księżyc się gapi na moje wyznanie. Kiedy mi się śnisz, a ja zapisuję sen o Tobie. Musimy cofnąć się w czasie, musimy znaleźć maszynę do powrotów. Na chwilę - żeby sobie przypomnieć. Tamte schody - i My - Kawiarnia. Moja druga albo trzecia - nie pamiętam.
Musimy sobie przypomnieć, zanim mnie wyminiesz. Musimy sobie przypomnieć (...).
Słucham tego Szekspira w wykonaniu Radka i jest mi tak dobrze - tak miękko. Nie wiesz, co oznacza "miękkość"? To znaczy trochę "błogość, BOGOŚĆ i spokój". A może ta muzyka stała się dzisiaj bogiem? Dobroć płynąca, miękkość płynąca z każdego miejsca. Zaciągam firankę w oczach i w snach. "Nie mów, że dotyk, płoszy spokój" (Poświatowska od Radka wypływa teraz, zamienia się z Madonną). Zamieniamy się - miejscami. Teraz Ty patrzysz, a ja dotykam.
Nie mów, że dotyk płoszy spokój.
Zaciągam firankę na twoim czole.
Poczekaj,
tylko pozbieram tamte kwiaty.
Tylko odsunę tęsknoty od dna.
I znów wymyślę sobie to wszystko.
Nie pozwolę.
aby umierały znów
kolejne skrzynki
na listy.
Wiesz, nawet po wódce tworzy się porcelana. Przychodzą palce i listy. W koperty wsuwam znaczki i zaklejam na ślinę. Wszystkie domy już dawno poszły spać, zrobiło się ciemno. Może też się gubisz... Odkrywasz kawałek po kawałku korytarze prywatnych labiryntów. Tych metafizycznych też. Zrobiło się zimno. Jesień zerwała się z drzew i potrzebny szalik. Moja szyja chłodna dziś, ale nie brakowało jej powietrza. Twoje ręce - zajęte. Możemy iść na spacer, poszukać kasztanów. Lubię, kiedy są świeże. Te jeszcze niewyjęte ze skorupek pachną. Kasztany mają magiczną moc. Uzdrawiają. Ja zawsze wierzyłam w zaczarowaną siłę kasztanów. I w porcelanę. Podobno z tej najlepszej zawsze wyrastają kwiaty i wiersze. Podobno z tej najlepszej kawa smakuje (jak tęsknota). Taki paradoks. Lubię paradoksy tak samo jak marzenia. Pociąga mnie przyciąganie i tajemna mowa ptaków. Wsłuchuję się w jesienność tej chwili. Tych drzew. Każde chce mi coś powiedzieć. Każde mogę objąć.
Czasem tylko siebie nie obejmuję rozumem, ale wiesz, wcale tego nie chcę. Dobrze mi ze sobą. To wszystko, co wymyka się spod kontroli, karmi zmysły światłem latarni - jest moje i mnie wzrusza. Świat jest jak niewypalony rubin. Jak tamte włosy o poranku. Pamiętasz? Świat jest odbiciem snów, a może sny stają się odbiciem naszych światów: pragnień, rozpaczy, uśmiechów i dolin. Może jesteś jednego dnia górą, aby drugiego stać się morzem (łez?). A może jesteś tym wszystkim jednocześnie?
Znasz mnie trochę już.
Znasz.
Dlatego zrozum. To jesień.
I muszę z tego zrobić nieprzytomne przeżywanie.
Śni mi się.
Jesteśmy na Facebooku, wysyłamy zdjęcia z czasu, kiedy było lato. Wysyłamy sobie jesień i kawę. Czuję, jakby nagle wszystko znalazło się na swoim miejscu. W domu ciepło. Jakaś muza płynie strumieniem (tęsknoty?). Bo trochę też czuję tęsknotę za. Nie wiem - tego sen mi nie mówi. Sprawdzam status - zielona kropka świeci jak trawa wiosną.
Pocałunki smakują jak rosa.
Ławki jesienne dziś, ławki puste,
jesień
bez Ciebie.
Zostało mi kilka listów, jakieś mrugnięcie powiek, złoty promień słońca, który w oczy, ona niespokojna, ale obudzona.
Jesień.
Przynosi dzwonki i pacierze. Korale pełne, kasztanowe ludziki. Tak - to moi przyjaciele, bo o prawdziwych tak trudno. A może w ogóle brak. Jesień przychodzi, przynosi braki. A z braków jak z rękawów szarego płaszcza wyjmujesz myśli listami przeplecione. Jakąś kawę pełną tęsknoty, jakiś poranek, dzień zamglony, wieczór. Chłodniejsze spacery budzą nas do życia. Próbujemy walczyć o przytomne myśli, o świat, ławki w parkach, o siebie.
Wiesz, wróciłam. A powroty mają to do siebie, że dają schron. Ona powiedziała - Dom to serce. Miała rację. Ona jest mądra taka i różowa. Wiesz, kiedyś ci opowiem, jak wyglądają dreszcze. Dziś nie mogę. Za wcześnie na takie wyznania. Jeszcze nie uderzyła jesień w twarz pełnią liści, jeszcze oczy noszą w sobie odbicie słońca, kawałki lata wystają zza koszuli. Coś we mnie kwitnie.
I ty gdzieś w tym jesteś.
Wszystkim.