Ławki jesienne dziś, ławki puste,
jesień
bez Ciebie.
Zostało mi kilka listów, jakieś mrugnięcie powiek, złoty promień słońca, który w oczy, ona niespokojna, ale obudzona.
Jesień.
Przynosi dzwonki i pacierze. Korale pełne, kasztanowe ludziki. Tak - to moi przyjaciele, bo o prawdziwych tak trudno. A może w ogóle brak. Jesień przychodzi, przynosi braki. A z braków jak z rękawów szarego płaszcza wyjmujesz myśli listami przeplecione. Jakąś kawę pełną tęsknoty, jakiś poranek, dzień zamglony, wieczór. Chłodniejsze spacery budzą nas do życia. Próbujemy walczyć o przytomne myśli, o świat, ławki w parkach, o siebie.
Wiesz, wróciłam. A powroty mają to do siebie, że dają schron. Ona powiedziała - Dom to serce. Miała rację. Ona jest mądra taka i różowa. Wiesz, kiedyś ci opowiem, jak wyglądają dreszcze. Dziś nie mogę. Za wcześnie na takie wyznania. Jeszcze nie uderzyła jesień w twarz pełnią liści, jeszcze oczy noszą w sobie odbicie słońca, kawałki lata wystają zza koszuli. Coś we mnie kwitnie.
I ty gdzieś w tym jesteś.
Wszystkim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz