Umierają kolejno wszystkie tęsknoty.
Taka za kawą, kiedy słodzisz oczami każdą przestrzeń, w której jesteś.
Za dotykiem – dzisiaj już nie dotyka mnie motyl.
Za pocałunkiem – gryzę swoje usta.
Za westchnieniem – oddalam ramiona.
Umiera tęsknota za nocą wpisaną w pościel i w poduszki,
za snem obok – bo ciszej zrobiło się w naszych życiach.
Coś jeszcze lekko szumi, ale niebawem obejdzie. Zniknie.
Jak zanikają polne drogi, stare ławki.
Zgubimy kilka parków,
bo tęsknotę za parkiem łatwiej wtedy zniszczyć niż zapisać.
Najgorzej, że pozostaną oczy lekko przymglone,
w których wciąż wzbiera woda i morze.
Coż – trzeba będzie zasłonić albo wykreślić.
Cokolwiek zrobić, aby nie dusiło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz